piątek, 31 lipca 2015

Od Francisa C.D. Stelli

-Stello, nie narzucasz mi się. Jesteś zawsze mile widziana w pałacu. -odpowiedziałem szczerze.
-Dziękuję wasza wys... Znaczy się Frans- poprawiła się widząc moją minę -  Ale muszę sprawdzić jak wygląda mój dom. -dodała.
- Dobrze, pojedziemy razem. - odpowiedziałem po czym rozkazałem służbie przygotować karetę. Stella była zdziwiona ale nie protestowała, chwilę potem wsiedliśmy do karety. Do jej domu była godzina drogi. Kareta ruszyła a Stella postanowiła mi coś powiedzieć.
Stella?

Od Francisa C.D. Sophie

-Dobrze, to niech będzie Sophie.- odpowiedziałem.- A więc Sophie, ćwiczysz szermierkę prawda?
-Tak.- odpowiedziała a ja wziąłem do ręki jeden z mieczy.
-To pokaż co potrafisz.- powiedziałem do niej a ona zszokowana odpowiedziała.
-Ale panie..
-Jak mówiłem mów mi Frans,a teraz trzymaj gardę.- powiedziałem a Sophie przyjęła pozycję. Okazała się dość godnym przeciwnikiem lecz brak jej było doświadczenia i odrobiny techniki. Nie walczyłem na poważnie w końcu była damą, ale też miałem z tego radość.
(Sophie?)

Od Francisa C.D. Mary

 -Może.- odpowiedziałem zagadkowo.
-A czego wasza wysokość chciałby się o mnie dowiedzieć?- zapytała z uśmiechem.
-A co Lady chciałaby mi o sobie powiedzieć?- odpowiedziałem pytaniem. Ta rozmowa była bardzo interesująca i zabawna.
-To co cesarz sobie życzy.- odpowiedziała po chwili namysłu.
-Naprzykład co melady robi tu o tak później porze?
-O to samo magłoabym zapytać cesarza.- odpowiedziała śmielej.
-Ja chciałem odetchnąć świeżym powietrzem.- odpowiedziałem uśmiechając się ciepło do Mary, byliśmy dalej na dworze i zobaczyłem żę księżniczka drży. Zdjąłem swój płaszcz i okryłem ją, po czym zaprowadziłem w stronę jej komnat.
(Mary?)

Od Stelli C.D. Francisa

Zostałam sama z cesarzem... nie no to mi się po prostu śni... ale za pewne tylko go męczę... w końcu do pałacu przyjechało tyle księżniczek. Ma pełne ręce roboty a jeszcze zajmuję się mną.
-Stella... - powiedział jakby chciał mnie obudzić z transu, i faktycznie.. zamyśliłam się ciutke.
-Tak.. słucham? - spojrzałam na niego odrywając się od myśli.. przynajmniej na razie.
-Na co masz ochotę? - zapewne powtórzył pytanie.
-Em... drobna sałatka wystarczy - rzekłam z delikatnym uśmiechem , w głowie miałam na myśli sałatę z pomidorem i śmietanka, takie drobne śniadanko jakie zawsze robiłam w domu... Zamiast tego dostałam tyle sałatek to wyboru... sałatka z marchewką, jeszcze z jakaś mozzarellą, w specjalnym włoskim sosem.. z kawałkami kurczaka o jezu... Wzięłam najdrobniejszą porcję salaty z mozzarella i pomidorem polane jakimś greckim sosem. Tylko tutaj byłą sałata i pomidor w jednym z najmniej dodatków.
-Sama sałatka? Może jeszcze chlebek? - spytał podnosząc brew.
-Nie, dziękuję. - uśmiechnęłam się, kiedy Francis zaczął jeść dopiero wtedy ja rozpoczęłam, ogólnie nie byłam przyzwyczajona , jedną rękę miałam wbitą między kolanami przez nieśmiałość. Brałam pojedyncze składniki powoli konsumując.
-Dziękuje za posiłek. - pozostawiłam po sobie porządek. Wstałam i wzięłam talerz chcąc zanieść do kuchni by móc pozmywać. Chłopak podniósł rękę gdy brałam talerz.
-Pokojówki się tym zajmą, spokojnie - dodał, znów zapomniałam że ma słyszących.
-Wybacz panie... przyzwyczajenie... - postawiłam i usiadłam spoglądając w dół.
-Wszystko dobrze Stello? - spytał po chwili gdy nie miałam uśmiechu na twarzy. Spojrzałam na niego i od razu uśmiechnęłam się jednak jak zawsze sztucznie... (czyli Maska)
-Tak tak, dziękuje. - oznajmiłam wesoło. -Ja.. może już pójdę.. - rzekłam spokojnie.
-Gdzie idziesz? -spytał również wstając. Podszedł do mnie.
-Em.. a idę zobaczyć jak remontują mój domek.. może im pomogę... nie chce się narzucać.. - ostatnie słowa powiedziałam trochę z obniżoną głową.
Francis?

Od Sophie C.D. Francisa

- Tak, zgadza się dzisiaj przyjechałam- delikatnie się uśmiechnęłam.
- Widziałem jak służba wnosiła twoje rzeczy do komnaty, ale ciebie nie- powiedział przyglądając mi się.
- Jak wysiadłam od razu pojechałam na małą przejażdżkę. Musiałam się trochę rozruszać. Nie należę do tych typowych księżniczek które boją się ubrudzić- zaśmiałam się krótko- Jestem Sophie Noa van der Berg- dygnęłam.
- Francis Ludwik IV Magnis- z jego twarzy nie schodził przyjacielski uśmiech.
- Miło mi pana poznać, wasza...- zaczęłam, ale mi przerwał.
- Proszę, wystarczy Frans. Nie jestem przyzwyczajony do takich tytułów- położył mi dłoń na ramieniu.
- Dobrze. Ja też proszę by zwracano się do mnie Sophie lub Noa- odwzajemniłam uśmiech.

Francis?

Od Mary C.D. Francisa

Mężczyzna skierował się do ogrodu i usiadł na brzegu fontanny. Z tej odległości widziałam jedynie zarys jego postaci. Postanowiłam zejść gdyż źle czułam się podsłuchując go z balkonu. Mogłabym z nim porozmawiać i pokazać jaka jestem naprawdę. Moglibyśmy się zaprzyjaźnić ale ja nigdy nie byłam dobra w nawiązywaniu znajomości. Mimo to chciałam spróbować. Zeszłam na schodach i wymknęłam się przez tylne drzwi. Przez przypadek potknęłam się co pewnie usłyszał. Schowałam się szybko za drzewem rezygnując z poprzedniego planu. Co ja sobie myślałam? Że podejdę do cesarza, a on uśmiechnie się i ze mną porozmawia. Jest pewnie zmęczony, a ja chciałam mu przeszkodzić. Nagle usłyszałam odgłos kroków.
-Mary? Co ty tu robisz? -spytał lekko zszokowany. Nie codziennie spotyka się dziewczynę schowaną za drzewem po północy.
-Ja chciałam odetchnąć świeżym powietrzem.
Mimo że wyczuł, że nie mówię całkowitej prawdy obdarował mnie wspaniałym uśmiechem.
-Jest zimno lepiej wracajmy.
Szliśmy tuż koło siebie lecz co chwilę przyłapywałam się na tym że skupiałam całą swoją uwagę na cesarzu. Ten jednak zdawał się tego nie zauważać.
-Mary?
-Tak Wasza Wysokość?
-Chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć.
-Nie mam żadnych mrocznych sekretów, jeśli o to chodzi.
-Każdy ma jakiś mroczny sekret ale nie o to pytam.
-Czy cesarz zawsze dostaje to czego chce? Nawet jeśli chodzi o odpowiedzi?- uśmiechnęłam się lekko.

|Francis?|

czwartek, 30 lipca 2015

!! Książę Hiszpanii !!

Raimundo Pablo Orlando V Rodríguez
Książę Hiszpanii

Od Francisa C.D. Sophie

Spacerowałem po ogrodach pożegnawszy się z Lady Korin. Nagle usłyszałem odgłosy na terenie do ćwiczeń na powietrzu. To nie był czas ćwiczeń. Skierowałem się w tamtym kierunku i zobaczyłem księżniczkę Holandii. Chwilę stałem i patrzyłem. trzeba było przyznać że jak na damę to nie chciałbym mieć w niej wroga. Postanowiłem podejść i się przywitać. Jednak gdy tylko podszedłem poczułem ostrze na szyji. Zdziwiony patrzyłem na dziewczynę a ta po chwili cofnęła miecz i ze skruszoną miną powiedziała:
-Wybacz panie, trochę się wystraszyłam.
-Nic się nie stało.- odpowiedziałem chociaż nadbiegający strażnicy świadczyli o czymś innym. Gestem dłoni odwołałem ich i zwróciłem się do dziewczyny.- Jesteś pewnie Księżniczką Holandii?- zapytałem patrząc przyjaźnie. Księżniczka dygnęła i odpowiedziała.
(Sophie? nie ma sprawy :) )

Od Francisa C.D. Stelli

Nazajutrz postanowiłem zaprowadzić Stellę na śniadanie. Delikatnie zapukałem do jej komnaty.
-Proszę.- usłyszałem głos. Strażnicy otworzyli mi drzwi i wszedłem do środka. Stella była w piżamie. Spojrzała na mnie i powiedziała:
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, Stello. Dopiero wstałaś?- zapytałem.
-Nie, obudziłam się jakiś czas temu.- odpowiedziała a do pokoju weszły pokojówki. Szybko porwały Stellę do sąsiedniej komnaty i ubrały. Po chwili mogliśmy kontynuować rozmowę.
-Dlaczego, gdy tylko rozmawiamy pokojówki mnie przebierają?- zapytała lekko rozdrażniona.
-Taka jest etykieta dworska, według niej nie powinnaś mi się pokazywać w piżamie.- odpowiedziałem.
-Jak tak można żyć?
-Jakoś mi się to udaje od 20 lat.- odpowiedziałem ze śmiechem. Jednak szybko spoważniałem gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę.- powiedziałem a do komnaty wszedł strażnik. Ukłonił się nisko i powiedział.
-Wasza cesarska mość, podano śniadanie.
-Dobrze, już idziemy.- odpowiedziałem.- Możesz odejść.- dodałem. Strażnik wyszedł i zostaliśmy sami.
(Stella?)

Od Francisa C.D. Mary

Chciałem poznać bliżej pannę Mary, ale Lady Korina skutecznie mi to uniemożliwiła. Musiałem sprawdzić raporty o sytuacji cesarstwa co zajęło mi cały dzień.Po zmroku wyłoniłem się z mojego gabinetu i skierowałem się w stronę ogrodów. Musiałem przemyśleć trochę rzeczy. Odprawiłem służbę i wyszedłem tylnym wyjściem. Powoli kierowałem się w stronę fontanny. Usiadłem na brzegu i patrzyłem w niebo. Gwiazdy pięknie świeciły a ja zacząłem cicho mówić:
Droga za drogą, 
ale bez odwrotu. 
Dostępne tylko to, 
co masz przed sobą, 
a tam, jak na pociechę, 
zakręt za zakrętem, 
zdumienie za zdumieniem, 
za widokiem widok. 
Możesz wybierać 
gdzie być albo nie być, 
przeskoczyć, zboczyć 
byle nie przeoczyć.
Przerwałem. Usłyszałem jakiś dźwięk. Rozejrzałem się dookoła ale nic nie zobaczyłem. Wszyscy goście śpią, więc pewnie to był jakiś ptak. Nie ważne. muszę wracać do zamku. Po chwili wstałem i wróciłem do zamku.
(Mary?)

Od Francisa C.D. Katherine

Cała ta sytuacja była dość... Zaskakująca. W sie czego mogłem się spodziewać, przecież wyjątkowa dziewczyna będzie miała wyjątkowego konia. Patrzyłem jak stajenny odprowadza wierzchowca i usłyszałem głos dziewczyny:
-Cóż przepraszam za to zajście, ale Arno jeszcze nie przywykł do nowego otoczenia i nowego stajennego. Może kontynuujmy?
-Dobrze.- odpowiedziałem.- Może chciałabyś zobaczyć swoje komnaty?- zapytałem wyciągając dłoń w jej stronie jak przystało według etykiety.
-Z przyjemnością.- odpowiedziała i ujęła moją dłoń. Widać było że nie zabardzo jej się to spodobało. Wyszliśmy ze stajni i szliśmy do pałacu przez ogrody. Gdy tylko nikt nas nie widział powiedziałem z uśmiechem.
-Możesz zabrać dłoń, nikt nas nie widzi.
-A, dziękuję.- odpowiedziała zabierając dłoń i widać było że jej ulżyło. Rozejrzała się dookoła i powiedziała:
(Katherine?)

!! Szlachcic z Francji !!

Adam Carlsson
Szlachcic z Francji

Od Mary C.D. Francisa

Mężczyzna był wysoki i przewyższał mnie o głowę. Jego ciemne oczy świdrowały mnie na wylot.
-Tak. Nazywam się Mary Winchester -powiedziałam dosyć cicho.
-Dosyć nietypowe nazwisko jak na tą część świata.
-Moi przodkowie pochodzili z Ameryki Północnej .
-Interesujące -ponownie się uśmiechnął a kosmyk jego blond włosów spadł mu na czoło. Delikatnym ruchem dłoni poprawiłam go i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam.
-Ja...-zaczęłam.
-Nie musisz przepraszać - na mojej twarzy również pojawił się uśmiech. Mimo jego wysokiego stanu wydawał się taki rzeczywisty. Pewnie dlatego ze nie widziałam go jeszcze w złotej koronie. Nigdy nie miałam styczności z mężczyznami, nie licząc mego brata, i nie wiedziałam jak mam się zachowywać. Oczywiście znałam wszystkie zasady dobrego zachowania lecz nie stosowałam ich w praktyce. Na szczęście w pokoju była Lady, która podeszła do cesarza.
-Chyba musimy już iść -powiedziała.
-Dobrze -odpowiedział kobiecie później ponownie odwracając się w moją stronę. -Czy uda mi się jeszcze ciebie spotkać?
- Wydaje mi się że to bardzo prawdopodobne -uśmiechnęłam się.
Nie była to najdłuższa czy najciekawsza rozmowa ale przy nim wydawało się że wszystko jest prostsze. Wróciłam do swojej komnaty. Siedziała tam mała Santana.
-Widziałam jak rozmawiasz z cesarzem. Jaki on jest? -spytała.
-Nie wiem. Musiał szybko wracać więc nie rozmawialiśmy długo.
Gdy nadszedł wieczór księżyc pojawił się na niebie. Był naprawdę jasny. Otworzyłam więc drzwi i wyszłam na balkon. Gdy spojrzałam w dół zobaczyłam kierującego się do ogrodu cesarza.

|Francis?|

Od Sophie

Pierwsze co zrobiłam po przyjechaniu do Wiednia, to poszłam sprawdzić co u Heliosa.
- Witaj mały- uśmiechnęłam się do ogiera- Poradzę już sobie, dziękuję- powiedziałam przejmując wodze.
- Chwilę, księżniczko. Gdzie pani idzie? Musi się pani rozpako...- zaczęła jedna z moich służących, ale ja już byłam na koniu.
- Wrócę mniej więcej na kolację!- rzuciłam tylko i na oklep ruszyłam na przejażdżkę.
Na plecach miałam kołczan pełen strzał, a przez ramię przewieszony miałam łuk. Nie mogłam już znieść tej małej przestrzeni w wozie. Wiatr we włosach to było uczucie, które uwielbiałam. W prawdzie nie wiedziałam gdzie jadę i zdawałam sobie sprawę że mogę się zgubić, ale jakoś za szczególnie mi to nie przeszkadzało. Helios musiał się wybiegać, a pogoda na przejażdżkę była w sam raz. Szybko znaleźliśmy jakieś wzgórze, z którego widok rozciągał się na pół królestwa. Wciągnęłam do płuc świeże powietrze i tym razem już powoli wróciliśmy do zamku. Dźwięk kopyt uderzających o kamienie był muzyką dla moich uszu. Odprowadziłam Heliosa do stajni żeby odpoczął i poszłam się przejść. Nudziło mi się, więc wzięłam miecz od ojca który leżał w mojej komnacie i poszłam do ogrodu. Znalazłam sobie jakiegoś manekina po czym rozejrzałam się. Nikogo nie było. Wzięłam pewnie broń do ręki i zaczęłam mały trening. Po jakichś dziesięciu minutach usłyszałam coś za sobą. Momentalnie się odwróciłam przykładając czubek ostrza do szyi osobnika. Jednak po chwili zrozumiałam kto to jest i cofnęłam miecz.
- Wybacz panie, trochę się wystraszyłam- powiedziałam trochę skruszona.

Francis? wybacz że cię dodatkowo obciążam

Od Katherine C.D. Francisa

Szłam dość szybko. Nie był to dumny krok jakim powinnam była iść tylko mój zwyczajny, niedworski krok którym chodziłam po lesie podczas tropienia zwierzyny szybki, pewny i cichy krótko mówiąc. Mój towarzysz był tym zaskoczony. Cóż uwielbiałam pakować się w kłopoty to chyba od młodości było moje hobby ze 40 razy już wylądowałam w lochach a raz nawet na torturach kiedy miałam 15 lat. Tak było zabawnie poza kilkoma bliznami na udach. Nie lubię takiego dworskiego życia wolę zwykłe życie, w którym co rusz trafiam do lochów. Kiedy weszliśmy do stajni, która była bardzo bogato urządzona zobaczyłam mojego niespokojnego Arno. Jakiś stajenny sądząc po ubiorze chciał wyczesać jego grzywę, ale mój ukochany koń ufa tylko i wyłącznie mnie przez co tylko ja mogę się nim zajmować. Lubię to robić.
-Panno Sforza... to pani koń? - zapytał niepewnie cesarz Francis
-Ależ naturalnie.
-Ale on jest narowisty, jak pani może go dosiadać jest niebezpieczny. - racja Arno stanął dęba i chciał ugodzić kopytami stajennego.
-Absolutnie nie... po prostu ten koń ufa tylko i wyłącznie mnie. - Podbiegłam do konia lekko podwijając sukienkę by się nie potknąć o jej fałdy Złapałam za bogato zdobioną uzdę i ściągnęłam konia do ziemi i pogłaskałam po nosie. Miałam ogromną ochotę teraz na niego wsiąść i pogalopować do lasu z łukiem i mieczem przy siodle, ale cóż przyjemności trzeba będzie zostawić na później. Ostrzegłam stajennego, żeby go nie oporządzał tylko zaprowadził prosto do boksu. Wróciłam do zdumionego towarzysza przechadzki. - Cóż przepraszam za to zajście, ale Arno jeszcze nie przywykł do nowego otoczenia i nowego stajennego. Może kontynuujmy? - zapytałam a na moje policzki wstąpił rumieniec

<Francis?>

Od Stelli C.D. Francisa

Na początku spanikowałam.. co to ma być?! Parę minut później wyszłam..

Chłopak podniósł brwi w delikatnym uśmiechu. Ja od razu jęknęłam.
-To mi nie pasuje... - rzekłam nieprzyzwyczajona.
-E tam... Ładnie ci.. - oznajmił pocieszając. Podniosłam brew spoglądając na niego.
-Nie wygodne... - westchnęłam. - no ale niech będzie... - przewróciłam oczami.. myśląc że niedługo będąc u siebie ubiorę się jak kocham nie mogąc się doczekać aż będę sobą. Po chwili słońce zachodziło. Spojrzałam przez okno... lekko się zasmuciłam... gdy poczułam że Francis stoi za mną , uśmiech powrócił, niestety był sztuczny.
-W takich ubraniach spicie? -spytałam lekko w śmiechu.
-Nie nie nie... mamy specjalną garderobę do tego.. - rzekł i zaklaskał.
-Nie !! nie! - już się bałam na sam dźwięk pokojówek. Znów się pojawiły..
-Świetnie.. - burknęłam pod nosem. Znów zaciągnęły mnie do przebieralni. Zakrywałam brzuch a plecami byłam przy ścianie.. ukrywałam coś szczególnego... nie chciałam by ktoś to zobaczył dla mnie to wstyd... Po chwili byłam ubrana w piżamę.. już trochę bardziej luźniejsza.
-No i pięknie, zapraszam za mną.. - rzekł spokojnie, ja ruszyłam za nim. Pokazał mi pokój w którym mogłam przenocować.
-Dobranoc Stello. - kiwnął głową, odwróciłam się i ukłoniłam.
-Słodkich snów - zamknął delikatnie drzwi, otuliłam się rękoma po czym rozglądałam po pokoju.. był spory. Nigdy czegoś takiego nie doznałam. Nastała noc.. przez okna było widać tak przepiękne widoki.. zwłaszcza gwiazdy... Usiadłam na parapecie podwijając nogi oplatając je rękoma. Policzek położyłam na kolanie spoglądając nadal przez okno. Zawsze... heh.. codziennie w nocy emocje mi puszczały, bym jutro mogla założyć maskę nie mogę pęknąć, dlatego robię to gdy nikt nie widzi. Łzy dość szybko mi poleciały... Nic szczególnego... popłakałam sobie trochę, w końcu wstałam i położyłam się na miękkim łóżku.. jeszcze nigdy nie było tak wygodnie. Jeszcze trochę poduszka wchłaniała łzy.. aż w końcu zasnęłam. Wstałam wcześnie.. wraz z wschodem słońca. Rozciągnęłam ciało najbardziej jak mogłam. Posprzątałam po sobie... nie chciałam buszować po pałacu więc czekałam spokojnie, dopiero po dwóch godzinach przyszedł Francis, delikatnie się uśmiechnęłam.
-Dzień dobry - przyjaźnie powitałam cesarza.
Francis?

Od Francisa C.D. Katheriny

-Piękne imię.- odpowiedziałem po czym zwróciłem się do jej rodziców.- Mam nadzieję że Wiedeń dorówna waszym oczekiwaniom i poczujecie się tu jak w domu.
-Dziękujemy za miłe powitanie.- odezwał się ojciec Katheriny.
-Służba zaprowadzi wasze wysokości do komnat, abyście mogli odpocząć przed podaniem kolacji. W tym czasie jeśli nie będziecie mieli nic przeciwko osobiście zaprowadzę pańską córkę do komnat.- powiedziałem patrząc na Katherinę.
-Oczywiście.- odpowiedziała matka Katheriny, po czym poszła z mężem i służbą do pałacu. Zostaliśmy z Katheriną sami, nie licząc rycerzy i służby.
-Czy mogłabym najpierw odwiedzić mojego konia?- zapytała mnie.
-Oczywiście.- odpowiedziałem i skierowaliśmy się z stronę stajni.
(Katherine?)

!! Ogrodnik z Wielkiej Brytanii !!

Bryan Sitron
Ogrodnik z Wielkiej Brytanii

Od Francisa C.D. Stelli

Zaprowadziłem Stellę przez hol do jednej z gościnnych komnat. Widać było że Stelli zaparło dech w piersiach. Do komnaty weszła grupka pokojówek. Stella spojrzała na nie zdziwiona i zapytała mnie:
-O co tu chodzi? Po co one?
-Nie martw się, jesteś na dworze a tu panują troszkę inne zasady.- powiedziałem z uśmiechem widząc jej minę. Pokojówki zabrały ją do łazienki i zaczęły przyszykowywać. Stałem poważnie a w duchu pękałem ze śmiechu. Odgłosy jakie wydawała Stella były wręcz komiczne. Po chwili z komnaty wyszły pokojówki, a chwilę potem do głównej komnaty weszła Stella. Musiałem przyznać że w sukni wyglądała pięknie.
(Stella? Sorki za te szykowanie ;) )

Od Francisa C.D. Mary

-Drogi Ludwiku powinieneś w końcu poszukać sobie żony. Nie możesz całe życie samemu rządzić. To zbyt wiele jak na jednego człowieka.- mówiła Lady Korina.
-Jestem w trakcie poszukiwań.- odpowiedziałem grzecznie mimo że ta rozmowa była uciążliwa.
-O spójrz na tą młodą damę.- spojrzała z godnością na księżniczkę Francji. Mimowolnie spojrzałem w tamtym kierunku.- Chociaż nie, jest zbyt cicha.- odpowiedziała z wyższością.
-A ja uważam że może być wspaniałą partnerką do rozmowy.- odpowiedziałem po czym wstałem, delikatnie się kłaniając.- A teraz Lady mi wybaczy.- dodałem. Skinęła mi głową w odpowiedzi, a ja skierowałem się w stronę księżniczki. Stała patrząc się na obraz, ale była raczej zamyślona. Nie chciałem jej przestraszyć więc delikatnie położyłem moją dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie. Uświadamiając sobie kim jestem dygnęła szybko, a ja spojrzałem jej w oczy.
-Witaj wasza wysokość.- przywitała się zgodnie z etykietą.
-Dzień dobry, jak mniemam Księżniczka Francji.- odpowiedziałem z ciepłym uśmiechem.
(Mary?)

Od Katheriny

Wysiadłam z powozu konnego jako ostatnia przede mną wyszła już moja matka i mój ojciec.
-Jakieś to okropne taki kraj, ale luksusowego powozu konnego nie było? - odparła z oburzeniem moja matka poprawiając fałdy zielonej sukni.
-Mi dispace ( czyt. mi dispiacze z wł. moja kochana) To nie Florencja czy Rzym. - odparł mój ojciec poklepując swoją ukochaną żonę po dłoni. Lekko wstrząsnęłam fałdami by te przybrały swój naturalny kształt zobaczyłam kątem oka Arna prowadzonego do stajni przez jakiegoś stajennego. Już miałam zamiar pobiec do niego i zniknąć gdzieś w lesie, ale powstrzymała mnie ręka matki.
-Katherina gdzie twoje maniery? - skarciła mnie matka. - poczekaj na cesarza. - Przewróciłam oczyma wymownie. Mój bagaż został zabrany z powozu. Zobaczyłam sylwetkę mężczyzny idącego w naszą stronę powolnym krokiem. Uniosłam podbródek lekko z zaciekawieniem. Nim znalazł się przed nami minęło trochę czasu. Lekko się ukłonił, podał rękę mojemu ojcu.
-Witam we Wiedniu - powitał nas i na powitanie pocałował moją mamę w rękę gdy ta dygnęła. - Ah jest i młoda panienka Sforza. Jak ci na imię?
-Katherina - odparłam pewnie lustrując go spojrzeniem.

<Francis?>

Od Stelli C.D. Francisa

-Ja? W pałacu?.... - podniosłam brew , nigdy nie wiem jakie jest życie w bogactwie i sławie... ledwo miałam szanse się wykąpać ciepłą wodą.
-To jak? -spytał podając mi rękę.
-em... nie... nie powinnam. Ale dziękuje za propozycje.. - rzekłam migawkowo podnosząc na raz kącik ust.
-No choć.. nie daj się prosić. - uśmiechnął się.
-Ale... ja nie wiem jak sie tam żyje... - rzekłam zakłopotana.
-Pokaże ci... - był przyjaźnie nastawiony. Spojrzałam na ruiny.
-No dobrze... - nieśmiało chwyciłam delikatnie jego rękę po czym wyszliśmy z domku. Zawołałam Diane, wystarczyły tylko dwa odgłosy, jakby myszka coś przeżuwała, język o zęby. Klacz przybiegła, założyłam siodło które sama zrobiłam. Francis wsiadł na swoją klacz i ruszył, wystartowałam trochę późno ale po chwili dorównałam kroku, pilnowałam by kapelusz mi nie spadł, spojrzałam z uśmiechem na mężczyznę ten odwzajemnił a kiedy dostałam rumieńców przyspieszyłam zatrzymując się przy murach, zeszłam od razu.
-Choć.. - zaprowadził mnie do nowoczesnej stajni. Pierwszy raz podziwiałam takie luksusy. Nawet Dianie się spodobało. Wesoło weszła.
-Tędy.. - rzekł gdy odstawiliśmy konie. Otworzył drzwi... nieśmiało weszłam oplatając się rękoma.
Francis?

Od Mary

Przez pierwsze lata było naprawdę ciężko. Nie potrafiłam się tu wpasować. Na szczęście spotkałam tu ludzi, którzy mi w tym pomogli. Kontynuowałam naukę by w przyszłości móc wrócić do Francji. Brat w ostatnim liście pisał że za trzy lata znowu się spotkamy. Cieszyłam się lecz nie wierzyłam jego słowom. Okłamał mnie już zbyt wiele razy. Siedziałam właśnie na łożu w swoim pokoju gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i szybko poprawiłam sukienkę.
-Proszę -powiedziałam dosyć głośno by osoba za ścianą usłyszała. Drzwi otworzyły się szeroko. Zobaczyłam w nim małą dziewczynkę. Była to córka pani tego domu, która wzięła mnie pod swoje skrzydła. Była naprawdę śliczna. Jej jasne blond włosy były zaplecione w luźny kok jednak całą uwagę przykuwały jej błękitne oczy i wielki uśmiech na twarzy.
-Coś się stało?-spytałam podchodząc bliżej.
-Widziałaś gdzieś Violett?-jej głos wydawał się delikatnie drżeć.-Nie mogę jej nigdzie znaleźć.
Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Wzięłam ją w objęcia.
-Nie martw się pomogę ci jej szukać.
Violett to biała puszysta kotka, ulubienica małej Santany. Otarłam jej policzek chusteczką po czym razem wyszłyśmy na zewnątrz by jej poszukać. Okazało się że utknęła na drzewie.
-Co teraz?Zawołać pomoc?-spytała.
-To tylko drzewo. Poradzę sobie.-uśmiechnęłam się i podwinęłam suknię, w którą byłam ubrana.
Po chwili stałam już z powrotem na ziemi wraz z Violett, którą od razu wręczyłam jej właścicielce.
-Dziękuję - uśmiechnęła się i szybko pobiegła do swojej komnaty. Ja również wróciłam do środka ale postanowiłam przejść się między holami tego ogromnego pałacu. Po drodze mijały mnie służki a także inne księżniczki. Kiwałam im głowom na powitanie i szłam dalej. Ciężko było mi z kimś porozmawiać. Przeważnie nikt nie miał na to czasu. Weszłam do komnaty dziennej gdzie o dziwo spotkałam cesarza. Siedział na sofie i był pogrążony w rozmowie z inną kobietą. Miała na sobie długą, piękną, fioletową suknię ozdobioną kryształami. Musiała pochodzić z bogatego rodu. Tym razem również skinęłam głową. Przez chwilę zdawało mi się że na mnie patrzą lecz było to niemożliwe. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, co ma również swoje plusy. Nagle poczułam na ramieniu ciepłą dłoń. Odwróciłam się choć wiedziałam kogo zobaczę. Nie myliłam się. Stałam zaledwie kilka centymetrów od naszego cesarza Austrii.

Francis? (:

!! Księżniczka Włoch !!

Katherina Sforza
Księżniczka Włoch

Od Francisa C.D. Stelli

-Nic nie szkodzi.- odpowiedziałem przyjaźnie.- Należysz do niewielu ludzi którzy mogą się do mnie zwracać per Francis.- dodałem z szerszym uśmiechem.
-Dlaczego?- zapytała zaciekawiona.
-Jestem cesarzem tak nie wypada.- odpowiedziałem.
-Aha, rozumiem.- odpowiedziała i wzięła się do pracy.- Przepraszam Frans ale jak widzisz ma dużo pracy. Muszę skończyć przed zmrokiem.- dodała 
-A może przysłać ci robotników? Szybko by się uwinęli a w tym czasie zamieszkałabyś przez chwilę w pałacu.- zaproponowałem.
(Stella?)

Od Stelli C.D. Francisa

Odwzajemniłam uśmiech, po czym zakaszlałam przez ten kurz.
-Sama odbudowujesz posiadłość? -spytał po chwili, ja przytaknęłam.
-Em, oczywiście. Heh była promocja... i myślę że będzie ładnie tylko trzeba pracować. Ogólnie całe życie tak pracuje. - rzekłam z uśmiechem i przyjaznym nastawieniem. Chłopak kiwną głową na zrozumienie po czym spojrzał na moją klacz która skubała siano niedaleko starej stajni.
-Stajnie też odremontowałaś? -ruszył w tamtą stronę.
-Jeszcze nie, - dorównałam mu kroku. - ogólnie najpierw sprzątam trochę domek, dach trzeba folią zasłonić.. a co do stajni to tutaj podobnie, mam nadzieje że drewna mi starczy... - rzekłam ostatnie słowa trochę ciszej spoglądając na materiały.
-Łatwo nie jest ale sądzę że razem z Dianą damy rade - rzekłam wesoło.
-To Diana? - podszedł do klaczy , wyciągnął do niej rękę a ta się podłożyła przysuwając mordkę.
-Tak, wyhodowuje od źrebaka - dodałam , klacz tupnęła nogą. - no dobra... wychowywałam bo tera to bardziej ona mną się zajmuje - zaśmiałam się, u mężczyzny pojawił się znów delikatny uśmiech. Westchnęłam wyginając kręgosłup który trochę postrzelał jak z karabinu.
-No to... wracam do roboty.. noc już nie długo. Jak nie zdążę zmuszona będę całą noc pracować. - rzekłam spokojnie idąc w stronę domku.
-Dasz rade? -spytał jakby lekko zdziwiony.
-Hm.. raczej tak. - uśmiechnęłam się. Weszłam do budynku, omijałam niektóre ruiny. Francis wszedł chwile później za mną.
-Wow... - cicho rzekł rozglądając się. Trzymałam w rękach trzy worki gdzie spakowane były części budynku oraz rozwalone drewniane rzeczy, jak stół czy szafa. Przyznam że lekkie nie były.
-Przepraszam.. - rzekłam gdy chciałam wyjść, chłopak zwolnił miejsce w drzwiach wchodząc głębiej. Postawiłam worki przed domem.
-Zaprosiła bym pana na kawę ale no nie mam jak, przynajmniej tera - zaśmiałam się lekko dalej wesoło nastawiona.
-Mów mi proszę Francis - powtórzył uśmiechem.
-Przepraszam, to z przyzwyczajenia. - dodałam.
Francis? :3

Od Francisa C.D. Stelli

Udałem się dziś na przejażdżkę konną. Stajenni przygotowali mi Drinę i mogłem galopować po terenach cesarstwa. Galopowałem przez dłuższą drogę, jednak gdy zobaczyłem stare stajnie zwolniłem. Delikatnie poklepałem Drinę i stępem zwróciłem się w stronę stajni. Były opuszczone od bardzo dawna. Podobno ktoś je kupił. Raporty dostanę dopiero jutro więc nie wiem kto je kupił. Ze stajni wyszła kobieta. Dawno nie widziałem kobiety w spodniach, większość dam nosiła suknie. Dziewczyna zobaczyła mnie i chyba zaniemówiła. Grzecznie przywitałem się:
-Witaj.
-Dzień dobry.- ukłoniła się, i usłyszałem huk.
-Wszystko dobrze?- zapytałem. Dziewczyna wyprostowała się i otrzepywała ubranie z kurzu.
-To tylko stara szafa spadła... W czym mogę pomóc?- zapytała skończywszy się otrzepywać. Zsiadłem z Driny i odpowiedziałem.
-Jesteś nową posiadaczką stajni?
-Tak.
-Jak ci na imię?- zapytałem zaciekawiony.
-Stella... Stella Mirror- odpowiedziała- Wasza cesarska mość.- dodała.
-Możesz mi mówić Frans, jakoś nigdy nie przepadałem za tymi tytułami.- odpowiedziałem z porozumiewawczym uśmiechem.
(Stella?)

Od Stelli

Razem z moją kochaną klaczą, przeprowadziliśmy się do zupełnie nowej posiadłości. Tymi terenami rządził nijaki Francis Ludwik IV. Słyszałam o nim co nie co. Jednak nie sądziłam bym taka zwykła i normalna dziewczyna należała do szlachetnych obowiązków, czyli muszę wynająć niewielką wioskę trochę dalej od pałacu, i tak postąpiłam. Niewielki domek nie był co prawda rajem, ale musiało mi starczyć.. w dodatku była opuszczona stajnia gdzie przechowywano dość sporo siana. Zatrzymałam konia , schodząc przy okazji. Odczepiłam ją od bagażu który ciągnęła. Po czym najpierw zwiedziliśmy stajnie, klacz bez zawołania nie odstąpiła na krok. Otworzyłam stare drzwi od bramy, spore i drewniane... , za to nabawiłam się kurzu. Pomachałam przed nosem by się jak najszybciej pozbyć i nie wdychać za dużo, kaszląc w dodatku. Dach był trochę dziurawy przez co słońce dobijało się do środka. Położyłam ręce na biodra, skierowałam głowę w stronę Diany.
-No... i co powiesz? - spytałam spokojnie, - może nie jest to pierwsza klasa... ale nie martw się.. trochę posprzątamy i będzie cudnie... - rzekłam, klacz obniżyła trochę głowę.
-Oj nie zamartwiaj się.. lepiej niż w domu - przytuliłam jej mordkę. Następnie zaczęłam zwiedzać mieszkanie.. również było zakurzone i ciasne... westchnęłam i zamiast się rozpakować, zaczęłam sprzątać i naprawiać wyciągając narzędzia.
~Masakra... - pomyślałam wycierając ręką pot z czoła. Po chwili usłyszałam stukanie kopyt i krzyk konia. Więc wyszłam na zewnątrz spoglądając na jeźdźca który przyjechał na ciemnym koniu, prawdopodobnie klacz. Był ubrany elegancko.
-Witaj.. - odezwał się pierwszy gdyż ja nie wiedziałam o co chodzi.
-Dzień dobry - ukłoniłam się, skumałam po pewnym czasie że to cesarz pałacu. Nie minęła minuta a oboje usłyszeliśmy huk w domu.
-Wszystko dobrze? -spytał zaraz po tym dźwięku. Ja lekko wzdrygnęłam, po czym wyprostowałam się.
-To tylko stara szafa spadła... - rzekłam otrzepując się z kurzu. - w czym mogę pomóc? -spytałam po chwili ciszy, z przyjaznym nastawieniu.
(Francis?)

!! Stajenna z Francji !!

Stella Mirror
Stajenna z Francji

!! Księżniczka Holandii !!

Sophie Noa van der Berg
Księżniczka Holandii

!! Księżniczka Francji !!

Mary Raven Winchester

Księżniczka Francji