Jego płaszcz był bardzo przyjemny w dotyku i dawał mi dużo ciepła. Nie chciałam jednak by on marzł więc przyśpieszyłam kroku byśmy mogli znaleźć się jak najszybciej w środku. Gdy tylko weszliśmy przez drzwi oddałam nakrycie właścicielowi dziękując. Cesarz odprowadził mnie do mojej komnaty. Był istnym dżentelmenem. Zatrzymałam się i spojrzałam na mężczyznę.
-Jutro wybieram się na przejażdżkę-powiedział odsłaniając białe zęby.
-Życzę zatem ładnej pogody- dygnęłam i złapałam za klamkę. Po chwili jego dłoń obejmowała moją i uniemożliwiała mi otworzenie drzwi.
-Nie chciałabyś mi potowarzyszyć?
-Bien sûr, z wielką przyjemnością -powiedziałam. Cesarz puścił mą dłoń i odszedł znikając w mroku korytarza. Usiadłam na skraju łoża i westchnęłam. Potrafiłam jeździć konno lecz nie byłam idealna. Kilkukrotnie spadłam z konia lecz nauczyciele mówili że nie ważne ile razu upadłeś, a ile razy udaje ci się podnieść. To zawsze mnie motywowało. Moja klacz jest bardzo łagodna. Dostałam ją w prezencie od przyjaciół ojca. Nigdy nie zobaczyłam ich więcej lecz to pewnie przez to że przez ostanie kilkadziesiąt lat ich kraj jest pogrążony w wojnie z sąsiadującymi państwami. Ojciec wspierał go swoimi rycerzami lecz ten ich zbywał twierdząc że sobie poradzi. Wspomnienia te wywołały u mnie senność i zanim się zorientowałam pogrążyłam się w głębokim śnie.
|Francis?|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz